Rzetelnie o rynku elektronarzędzi…, czyli co słychać w branży? (IV)
W poprzednim artykule starałem się nakreślić ogólną sytuację makroekonomiczną Polski, trendy w sektorach kluczowych dla branży elektronarzędzi, takich jak budownictwo czy przemysł. Na koniec przedstawiłem możliwe scenariusze: zarówno optymistyczne, jak i pesymistyczne, które – moim zdaniem – mogą się ziścić w najbliższych miesiącach. Dziś, po analizie oficjalnych danych sprzedaży w trzecim kwartale, mogę napisać z dużym prawdopodobieństwem, że branża elektronarzędzi nie będzie mogła zaliczyć tego roku do udanych.
Najbardziej popularny wskaźnik obrazujący ogólną tendencję w branży to oczywiście wskaźnik dynamiki sprzedaży. Niestety, wartość sprzedaży
(łącznie w sieci dealerskiej i sklepach wielkopowierzchniowych) w III kwartale 2012 r. w porównaniu z okresem analogicznym w 2011 r. okazała się znacznie niższa od oczekiwań, notując ujemną dynamikę (ponad 6%). Niepokojący jest fakt, że dynamika sprzedaży elektronarzędzi, podobnie jak polski PKB, z kwartału na kwartał topnieje, zbliżając się coraz bliżej do magicznej granicy 0%. Analiza łącznej sprzedaży za trzy kwartały 2012 r. i 2011 r. pokazuje, iż dynamika sprzedaży wynosi +0,2%. Co więcej, pamiętając o dramatycznych spadkach notowań giełdowych sektora budowlanego, oficjalnych danych sektora przemysłowego czy w końcu konsumpcji wewnętrznej, należało się w Polsce spodziewać spowolnienia sprzedaży również w naszym sektorze. W konsekwencji, aby rynek nie odnotował spadku wartości w relacji obecnego roku do ubiegłego, konieczne jest uzyskanie w czwartym kwartale bardzo podobnej sprzedaży jak w 2011 r., co z pewnością jest sporym wyzwaniem. Patrząc całościowo na gospodarkę ewidentnie można wywnioskować, że dwa z trzech jej silników, czyli inwestycje oraz konsumpcja wewnętrzna, praktycznie się zatrzymały. Jedyny silnik, który nadal pracuje, ale niestety na coraz niższych obrotach, to eksport.Domyślałem się, że część uczestników rynku narzędziowego zastanawia się, które grupy produktowe cieszą się wśród klientów szczególną popularnością, a które przeżywają tymczasowy spadek zainteresowania. Najpierw zacznijmy od bardziej ogólnego podziału, a mianowicie na elektronarzędzia sieciowe i akumulatorowe. Dobra wiadomość dotyczy sprzedaży elektronarzędzi akumulatorowych, która w III kwartale tego roku zwiększyła się o prawie 12%, co z perspektywy trzech kwartałów oznacza imponującą dynamikę +10% w 2012 r. Np. wśród wiertarko-wkrętarek akumulatorowych największą popularnością cieszyły się maszyny o napięciu od 10,8 do 12 V oraz 18 V. Wzrost ich sprzedaży w III kwartale wynosił odpowiednio ok. 20% i 15%. Gorsza sytuacja ma miejsce w grupie elektronarzędzi sieciowych, ponieważ w III kwartale sprzedaż spadła o ponad 10%, w porówniu z III kwartałem 2011 r. Z perspektywy III kwartałów widać że, sprzedaż elektronarzędzi sieciowych jest na praktycznie identycznym poziomie jak rok temu. Parząc nieco bardziej szczegółowo niestety widać, iż większość grup produktowych odnotowała spadek sprzedaży od kilku do kilkunastu procent, w tym tak duże grupy, jak: młoty, młotowiertarki, szlifierki kątowe, pilarki, wyrzynarki czy odkurzacze. Jedynie kapówki (z ważniejszych grup) zanotowały wyraźny (15%) wzrost sprzedaży. Na pocieszenie mogę dodać, że rynek osprzętu (wiertła, tarcze, dłuta, brzeszczoty, ścierne materiały nasypowe, itd.) używanego do elektronarzędzi symbolicznie urósł w III kwartale. W ujęciu rocznym po trzech kwartałach 2012 r. w porównaniu z analogicznym okresem 2011 r. rynek ten urósł o 11%. Należy pamiętać, że dane dotyczące sprzedaży osprzętu przesyłane są jedynie przez producentów elektronarzędzi posiadających w swojej ofercie osprzęt. Dane producentów osprzętu nie są mi znane, ale sądzę, że nie są gorsze.
Co się stanie z rynkiem w 2013 r.? Biorąc pod uwagę wyłącznie takie informacje jak topniejące PKB, brak sygnałów ożywienia w gospodarkach EU, można stwierdzić, iż przyszły rok z pewnością nie będzie łatwiejszy dla branży elektronarzędzi. Pamiętajmy, że nie będzie też łatwiejszy dla praktycznie żadnego innego sektora w Polsce i Europie, zaczynając od tzw. branży spożywczej, przez rolnictwo, informatykę, po przemysł ciężki. Zatem jedynym rozsądnym wyjściem, przychodzącym mi na myśl, jest wykorzystanie kilku dni wolnych i zebranie sił między Świętami Bożego Narodzenia a Nowym Rokiem. Dzięki temu od 2 stycznia będziemy się mogli ostro zabrać do pracy. Najgorsze, co możemy zrobić, to nie robić nic i czekać, aż negatywne „przepowiednie” rzeczywiście sięzrealizują.